Biblioteka Arkanii
Advertisement
Biblioteka Arkanii

Bitwa ze strachem to debiutanckie opowiadanie Dave'a, osadzona w realiach Wojen Klonów. Niestety, opowiadanie zostało dość surowo przyjęte przez publikę, jednak nie miało to wielkiego piętna na dalszej twórczości pisarza- wręcz przeciwnie- zmoblilizowało Comnda do pisania jeszcze lepszych opowiadań.

Treść[]

Pył. Plamy krwi i oleju na pancerzach żołnierzy klonów. Strach. Obezwładniający strach...przed śmiercią. Klony patrzyły w oczy swoich towarzyszy. Każdy z nich bez wahania poświęcił by się dla Republiki. Dwaj Mistrzowie Jedi Gann i Tahim pomagali tym skazanym na śmierć żołnierzom Republiki wyeliminować siły Separatystów. Pot ściekał z czół zmęczonych Generałów Jedi. Nad skalistą powierzchnią planety Sagmana unosiły się trzy Venatory i dwa krążowniki Konfederacji. Nagle strzały i salwy rakiet ucichły. Wybuchy ustały a klony zaczęły się rozglądać. -Czemu się zatrzymali?- spytał Gann. Do Mistrza Jedi podeszło kilka klonów i Tahim. -Nie mam zamiaru dłużej czekać...!- powiedział Tahim. -Poczekaj. A jak to pułapka?- rzucił Gann. Jedi zaczęli się denerwować. Klony siedziały cicho i bez ruchu. Jedynie co jakiś czas któryś przekręcił głową. W pewnej chwili odezwał się chrapliwy głos. -Poddajcie się. Nie macie szans z siłami Majora Winnpa. Tahim zapalił miecz. -Idę na rekonesans.- powiedział. -No to ja z tobą. Ja już znam te twoje rekonesanse.-dodał Gann. Wyszli zza statku za którym ich siły się ukrywali. Nagle Gannowi przed oczami przeleciało całe życie. Tahim zacisnął zęby i ścisną miecz w dłoni. Nie wiedzieli co się stanie i nie chcieli wiedzieć. To był koszmar. -Spokojnie.- krzyknął ze strachem Gann.- Chcemy tylko negocjować. Majorowi nerwowo zadrgała powieka. Jego cienkie usta się wygięły. Tahim zgasił miecz. -Ognia! Ognia! Ognia!- krzyknął Winnap. Gann znowu skrył się za statkiem. Tahim zapalił szybko miecz ale po chwili został trafiony w prawą pierś. Upuścił miecz, padł na kolana i położył się na twardej powierzchni planety. -Tahim!!!- krzyknął ze przerażeniem Gann. Zapalił niebieskie ostrze i pognał w stronę Tahima. Wziął go pod ramiona i zaczął wlec go w stronę statku. Omal go nie trafili ale udało mu się dowlec za statek. -Medyka!!!- krzyczał Gann. Jego najlepszy przyjaciel był ranny...być może śmiertelnie. Nagle do Tahima podbiegły dwa klony i zaczęły go opatrywać. -Nie ma śmierci.- mówił cicho Tahim- Jest spokój...spokój...spokój...- i zamilkł. Zmarł. Gann poczuł ściśnięcie w gardle i poleciała mu łza. A potem druga. Wstał. Nagle dało się słyszeć grzmot i błyskawicę. Bardzo powoli, kropelka po kropelce zaczął padać deszcz. -Walczmy więc.- mówiąc te słowa Gann zapalił miecz. -Sir, chyba jedyną rozsądną decyzją w takiej sytuacji jest poddanie się.- powiedział dowódca klonów. -Nie. Walka. Jak mamy zginąć- nagle za Gannem stanęły wszystkie klony- to tylko w walce. -Więc- mówił dowódca naładowując za razem broń- walczmy. -Idziemy. Wyszli zza statku. Stanęli. Bali się. Gannowi przypomniała się misja na Tatooine. Miał złapać pewnego łowcę nagród, choć jego sytuacja nie miała nic wspólnego z tą misją. Nagle jakiś klon rzucił się na droidy ale ich liczba i siła ich laserów rozstrzelała go do kości. Nagle wszystkie klony rzuciły się za swoim towarzyszem. Gann po chwili ruszył za nimi. Walczyli. Gann swoim mieczem rozcinał droidy na pół, na wskroś i wiele więcej kombinacji. Po chwili wskoczył na balkon na którym stał Winnap. -Nie żyjesz!- mówiąc te słowa odciął mu całą rękę. Winnap krzyknął. Brzmiało to jakby ktoś dusił jaszczurkę. Padł na kolana, a Gann uderzył go swoim kolanem z taką siłą że wyleciał z balkonu. Dlatego że było to na wysokości drugiego piętra, a Winnap był krucho kościstym wymoczkiem zginął na miejscu. Nagle Gann usłyszał za plecami dźwięk naładowywanych blasterów, odwrócił się a droidy wystrzeliły w niego salwę laserów. Gann wyleciał z balkonu. Jedyne o czym myślał spadając to słowa umierającego przyjaciela: Nie ma śmierci jest...spokój...Nie ma śmierci...jest...moc....

Linki[]

Opowiadanie na Bastionie Polskich Fanów Star Wars

Advertisement